Prolog


Spojrzałam tęsknym wzrokiem na boisko. Usiadłam wygodniej na plastikowym krzesełku, które znajdowało się na samym końcu trybun. Znajdowałam się na bejsbolowym boisku, gdzie spędzałam każdą niedzielę. Kiedyś byli tu razem ze mną rodzice, teraz tylko garstka fałszywych przyjaciół. Na szczęście wyjeżdżałam z tego miasta, na które każda nastolatka by zapiszczała. Los Angeles, miasto aniołów. Dla mnie jednak to miasto sprawiało tylko odrazę. Może dlatego, że to tutaj zginęli moi rodzice, zostawiając mnie i brata samych. Może dlatego, że czułam się kompletnie nie dopasowana. Moja rodzina pochodziła z najdroższej dzielnicy, więc to dlatego byłam w ostatniej klasie, w najbardziej prestiżowej, prywatnej szkole. Kończyłam już prawie liceum, ostatnia klasa. Studiówka, szukanie sukienek, dodatków do niej i partnera. Moja szkoła co prawda miała wielki wybór mężczyzn, ale żaden nie był, wystarczający moim zdaniem. Jak mówiłam, czułam się tutaj nie na miejscu. Ciężko było mi się przyzwyczaić do środowiska i ludzi, którzy je otaczają, choć mieszkałam tutaj już grube 15 lat.

Spojrzałam w dal. Jedyne miejsce, które uwielbiałam to było właśnie to boisko. Mój brat grywał tutaj do czasu... Śmierć rodziców zniszczyła wszystko. Całe nasze wnętrze. Jednak jedyny plus był w tym, że zbliżyliśmy się do siebie, w końcu stworzyliśmy tą więź siostrzano-braterską, której nigdy nie było. Potrafiliśmy godzinami się spierać o swoją rację, nienawidziliśmy się, unikaliśmy siebie jak ognia, być może spowodowało to brakiem podobnych zainteresowań i sposobem życia. On wolał towarzyskie życie, miał mnóstwo przyjaciół i to jeszcze umiał dobrać tych na prawdę wiernych, spędzał każdy weekend na imprezach, wracając do domu całkowicie schlany, albo w ogóle nie wracał, co mi pasowało. Praktycznie w ogóle nie bywał w domu. Był wiecznie zajęty. Ja natomiast byłam zamknięta w sobie, wolałam przeczytać jakąś dobrą, długą książkę, z fantastycznymi dodatkami i nutą romantyzmu, potrafiłam zatracić się w nich, czytając całe dnie, mogłam po prostu leżeć i patrzeć w tekst książek. Byłam niepoprawną romantyczką, która pragnęła miłości, tego księcia na białym koniu, a nawet i na czarnym, byle by był i się mną opiekował. W dzieciństwie zatracałam się w bajkach, teraz są to lektury. Można powiedzieć, że jestem maniaczką. Szkolne przerwy spędzałam zazwyczaj na uboczu, ucząc się jakiś przedmiotów ścisłych, z którymi zawsze miałam problem. Jednak moje "przyjaciółki" czasami zabierały mnie do stolika popularnych. Nie wiele osób za mną przepadało, bo byłam zbyt uparta i zbyt chamska, mój charakter nie pasował do ich "idealnych" dziewczyn. Byłam odtrącana i nawet mi to pasowało. Sprawiało to, że resztę dnia, po zajęciach spędzałam w domu, ucząc się, albo oglądając film razem z mamą, która martwiła się moim brakiem znajomych. Jedynie właśnie w niedziele przychodziliśmy całą rodziną na to boisko i oglądaliśmy jak mój brat grał, byliśmy jego wiernymi kibicami. Westchnęłam. Chciałabym wrócić do tamtych czasów.

Spojrzałam na mojego brata, Adama, który trzymał w prawej ręki kij bejsbolowy. Obracał go między palcami zatracając się w tym. Adam był wysokim, ciemnym brunetem, z tymi zielonymi oczami, które tak uwielbiały jego fanki, do tego wyglądał jakby był wyciągnięty z jakiegoś filmu, napakowany, idący jak gwiazda, pod każdym względem był idealny, więc nie dziwię się, że dziewczyny za nim latają. Byłam jego całkowitym przeciwieństwem, choć kolor włosów pokazywał, że mamy tą samą krew, ale oczy odziedziczyłam po matce, ciemny brąz, byłam też niska, co nie pasowało do moich rodziców, którzy byli wysocy, uważałam zawsze, że nie jestem ich dzieckiem, pod każdym kątem byłam inna. Obrócił się w moją stronę, jakby myśląc czy być może nie zwiałam gdzieś, albo rozpłakałam się jak dziecko i trzeba mnie pocieszyć. Jednak ja radośnie pomachałam mu, na co uśmiechnął się delikatnie, ukazując rząd zębów. I choć oczy szczypały mnie od nadmiaru łez, to wolałam to zostawić na dzisiejszą noc, w całkowicie innym miejscy.

Właśnie, przeprowadzamy się. Ta jedyna myśl pozwalała mi się dzisiaj uśmiechnąć w lustrze. Jechaliśmy do kompletnego zadupia, ale chociaż tam zaczniemy nowe życie, może w końcu znajdę przyjaciół, wystarczy nawet przyjaciółka, które choć w jakimś stopniu będzie mnie wspierać.
Godzinę później byliśmy znowu w swoim starym domu. Oglądając każde pomieszczenie widziałam mnóstwo wspomnień, prawdopodobnie rozpłakałabym się, ale jakoś łzy nie chciały lecieć, oczy się nie zaszkliły. Wracając do salonu, gdzie Adam zabierał pudła i wkładał do samochodu, zauważyłam Samante. Dziewczyna zauważając mnie uśmiechnęła się szeroko i podeszła przytulić mnie. Objęła mnie mocno, jakimś cudem całą. Poczułam te znany zamach, jej perfum, które były stanowczo za mocne. Była wysoką, rudą kobietą, z ciałem modelki, praktycznie każdy detal jej ciała był perfekcyjny, nawet jej blizna z dzieciństwa, na udzie była idealna. Mogłabym przysiąść, że kiedy pierwszy raz ją zauważyłam to prychnęłam w myślach. Nie pamiętałam dobrze tamtego dnia bo byłam roztrzęsiona. Była przyjaciółką mojego brata i jak przystało na dobrą przyjaciółkę przyszła po pogrzebie pocieszać go, jednak to nie od się rozpadał, tylko ja. Zajęła się mną, pomogła doprowadzić do porządku, nawet pozwoliła mi zapalić, a że skończyłam całą paczkę poprzedniej nocy do poszła specjalnie do sklepu po moje ulubione papierosy.



Tak, jestem uzależniona od papierosów. Paliłam każdego dnia, od dwóch lat i nawet nie chciałam przestać. Było mi dobrze gdy zapalałam fajkę i zaciągałam się, uwielbiałam uczucie gdy do moich płuc dochodził dym nikotynowy. Uspokajał moje ciało i myśli, byłam wtedy odprężona, a to było mi potrzebne.

Uśmiechnęłam się do niej delikatnie, gdy ponownie mnie przytuliła żegnając. Wsiadłam do samochodu, które mój brat traktował jak swoje dziecko. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu, żadnych wiadomości, żadnych nieodebranych połączeń. Podziękowałam Bogu za to. Mogłam spokojnie zacząć od nowa. Pomachałam Samancie przez szybę, kiedy poczułam jak powoli odjeżdżaliśmy. Spojrzałam ostatni raz w lusterku na dom.

-Gotowa?-zapytał mnie Adam.

Spojrzałam na niego, nie wyglądał na zestresowanego, wręcz odprężonego. Co mnie zaskoczyło, to był ciężki miesiąc. Pełny emocji, papierkowej roboty, pakowania do pudeł, pożegnań. On jednak spokojnie spoglądał na jezdnię, próbując przytrzymać prawy pas. To przeze mnie się przeprowadzaliśmy, to ja nie potrafiłam wytrzymać w tym domu, wspomnienia zabijały mnie. Postanowił za nas obu, że wyprowadzimy się, zaczniemy nowe życie. Dla mnie był to dobry pomysł, jednak myśl, że on tutaj ma prawdziwych przyjaciół, nie pozwalał na zgodzenie się z nim, jednak on podjął sam decyzję. Byłam mu za to wdzięczna i zawsze będę.

-Gotowa-mruknęłam.


___________________________________________________________
witam wszystkich, prolog myślę, że z wielkim przytupem zaprowadził was do historii głównej bohaterki, Amelii Fray. 
Zapraszam do zakładki:
oraz

2 komentarze:

  1. Prolog dość intrygujący, jestem ciekawa jak to się dalej rozwinie. Taka rada od czasu do czasu wstawiaj przerwy, tzw luki w treści, czyta się wygodniej niż jednym ciągiem. Powodzenia w pisaniu :).

    OdpowiedzUsuń
  2. już nie mogę się doczekać dalszego ciągu :)
    zapowiada się naprawdę ciekawie

    OdpowiedzUsuń