Przeprowadziliśmy się do miasta, które było o połowę mniejsze od Los Angeles, ludność także była o wiele mniejsza, można było zauważyć place, gdzie praktycznie nikogo nie było, co niezmiernie mnie ucieszyło. Lubiłam swobodę i samotność, a tutaj można było to zauważyć praktycznie wszędzie. Odetchnęłam z ulgą. Tylko 461,5 kilometrów kwadratowych, już kochałam to miasto. Spojrzałam nerwowo w stronę brata, który oglądał jak ja okolicę. Nie widziałam żadnego zadowolenia ani zdenerwowania, był spokojny, praktycznie w ogóle nie zauważalny, nic nie mówił, jedynie co jakiś czas wzdychał dość głośno, jakby przypominając mi o jego obecności. Otworzyłam okno, czując od razu ciepły wiatr. Był koniec lata, jednak czuć było dalej tą suchote, jakby dopiero lato się zaczęło. Podobno praktycznie nigdy tutaj nie padało, ponieważ od każdej strony miasto było otoczone górami. Zawsze były wysokie stopie Celsjusza. Nie przepadałam za wielkimi upałami, a tutaj można było się tego spodziewać. Po kilku minutach znaleźliśmy się w centrum, najdziwniejsze było to, że nie było żadnego korku, przejechaliśmy spokojnie obok sklepów, restauracji i małego tłumu ludzi. Uśmiechnęłam się szeroko. Czułam się na miejscu. Rozluźniona opadłam na fotel w samochodzie i czekałam, aż będziemy na miejscu. Zatrzymaliśmy się przed jednorodzinnym domku, który znajdował się na samym końcu ulicy. Otaczały go drzewa, wyglądał na skromny mały domek, z uroczym płotem i zadbanym trawnikiem, jednak w środku, pomieszczenia były ogromne, urządzone w nowoczesny sposób, panował tutaj biały kolor, wszystkie nasze pudła leżały już w salonie, w którym znajdowała się wielka kanapa, obok niej stał stolik z ciemnego drewna. Z tyłu zauważyłam komin, telewizor także się już znalazł i był o dziwo w podobnych wielkościach jak kanapa. To oczywiście był na pewno pomysł Adama. Przeszłam do kuchni, zostawiając moją walizkę w poprzednim pomieszczeniu. Na środku kuchni znajdowało się wielkie okno, które pokazywał widok na ulicę, otoczona była blatami, szafkami i kolejnymi pudłami, tutaj także panował porządek i mnóstwo białych dodatków. Usiadłam na krześle przy stole, które stało w rogu. Przejechałam dłonią po nim, czując jego chłód. Adam wszedł do domu z resztą walizek, widziałam na jego czole kropelki potu. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Nie oglądasz domu? Powinnaś wybrać sobie pokój...
Podrapał się nie pewnie po karku. Uśmiechnęłam się do niego. Przytuliłam się do niego mocno, nie zwracają uwagi na to, że się spocił.
-Dziękuję za wszystko.
Kiwnął jedynie głową. Weszłam na pierwszy schodek schodów, ale obróciłam się szybko, oglądając się za bratem.
-Umyj się, tak przy okazji-zaśmiałam się.
Mruknął coś pod nosem wkurzony a ja ze wspaniałym humorem weszłam na piesze piętro. Rozejrzałam się wokół siebie, ściany był takie same jak na dole, na korytarzu, śnieżnobiałe, wisiały jakieś przypadkowe obrazki, które ukazywały matkę ziemię i jej plony. Spojrzałam na trzy pary drzwi, pierwsze, na przeciw były do łazienki, która miała w swoim urządzeniu nie tylko wannę, ale także prysznic w rogu, z którego na pewno rano będę korzystać. Na prawej ścianie znajdowała się umywalki, szafka z półkami, oraz wielkie lustro, obejrzałam się w nim, nie kontrolując tego odruchu. Zobaczyłam moje oczy, które wyglądały na kompletnie zmęczone. Nie spałam zbyt dobrze, przed długi okres czasu, na pewno dało mi się to we znaki. Nie malowałam się, więc spokojnie obmyłam twarz w zimnej wodzie. To była długa podróż. Wyszłam z pomieszczenia, sprawdzając drzwi obok. Był to duży pokój z widokiem na sąsiada obok i jego podwórko. Zrezygnowałam z niego, choć kolor ścian przypadł mi do gustu. Weszłam do drugiego pokoju, w którym od razu się "zakochałam". Miał dostęp na balkon, do tego były dwa okna, jedno wielkie, z parapetem, który idealnie się nadawał na nocne czytanie książek. Chociaż oba pokoje nie były umeblowane to od razu wybrałam ten. Już miałam nawet plan jak rozmieścić meble, które zamówiliśmy jeszcze w Los Angeles, miały one już jutro przyjechać. Uśmiechnęłam się, kolejny raz w tym dniu. Nie zdarzało mi się to często, zwykle byłam poważna, nie robiłam głupich min, ani nie raczyłam osób swoimi zębami, których nienawidziłam. Mój uśmiech nie należał do najlepszych, więc rezygnowałam zdzieleniem się z nim innymi. Ale w tym momencie nie potrafiłam przestać, szczerzyłam się jak idiotka. Poczułam kogoś dłonie na swoich biodrach i pisnęłam zaskoczona. Obróciłam się i zobaczyłam jak Adam zwija się ze śmiechu. Popatrzyłam na niego, pokazując na niego palcem serdecznym, przy okazji zakazując robienia tego ponownie. On jedynie zaśmiał się ponownie ze mnie.
-Jesteś może głodna? Zamówiłem pizze.
-Z czym?-spytałam podejrzliwie.
-Z twoimi ulubionymi dodatkami, kukurydzą i bekonem-mruknął markotnie.
Zeszliśmy na dół do salonu i usiedliśmy obok siebie na kanapie. Adam włączył telewizor na kanał sportowy, oglądaliśmy powtórkę bejsbollu, razem wykrzykiwaliśmy błędy zawodników śmiejąc się nawzajem, nie zwracaliśmy szczególnej uwagi, że to powtórka. Przerwał nam dzwonek do drzwi. Zaoferowałam, że odbiorę nasze zamówienie, wzięłam pieniądze, które przygotowaliśmy i podeszłam do dużych, ciemnych drzwi. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam delikatnie drzwi. Była już pora wieczorna, ale na zewnątrz nadal było jasno, a pogoda nie zmieniła się, poczułam jak moją twarz owiewa ciepły wiatr. Zobaczyłam chłopaka, który wyglądał na mój wiek, miał krótko ścięte włosy, które miał postawione do góry, zauważyłam jego oczy, które tasowały mnie od góry, na dół. Był ubrany w jakiś czerwoną koszulkę firmy, ale dół wyglądała normalnie, ciemne jeansy i sportowe buty. Uśmiechnęłam się nieśmiało. Podał mi pudełko z pizzą, które położyłam obok na szafce, gdzie wisiały nasze kurtki i leżały buty.
-Przeprowadziliście się tutaj dopiero?-zagadał gdy dałam mu wyliczoną kwotę.
-Tak, dzisiaj.
-Artur Piss, a ty jesteś Amelia Fray racja?-zapytał.
To było trochę dziwne, skąd znał moje imię i nazwisko.
-Małe miasto-zaśmiał się.-Będziemy razem uczęszczać do tej samej klasy-dodał.
-Oh-szepnęłam.
-Do zobaczenia.
Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, pomachałam mu na pożegnanie i weszłam do mieszkania, zamykając szczelnie drzwi. Wzięłam pudełko z pizzą i wróciłam do salonu, zapominając o chłopaku o intensywnych zielonych oczach. Do później pory siedzieliśmy i rozmawialiśmy, śmiejąc się z ludzi w telewizji, dziwnych programów, które były tak sztywno zagrane przez aktorów. W jakimś momencie zadzwoniła Samanta, która wypytywała nas jak wygląda miasto i czy kupiliśmy ładny domek. Potem wypytywała mnie jak się czuję i czy jestem gotowa na szkołę. Na prawdę ją lubiłam, pomogła mi kiedy byłam na kompletnym załamaniu psychicznym, ale jej pytania całkowicie wytrącały mnie z równowagi. Jednak odpowiedziałam jej grzecznie, że wszystko jest w porządku i bardzo mi się tutaj podoba, że widoku są niesamowite z okna mojego pokoju i jestem szczęśliwa. Obiecała mi, że nie długo przyjedzie, żeby nas odwiedzić. Dobrze wiedziałam, że przyjedzie do Adama, w którym się zadurzyła, biedaczka. On widzi w niej tylko dobrą przyjaciółkę. Być może pomogę jej z tą sytuacją, wiele jej jestem winna. Kiedy dochodziła północ razem z bratem pożegnaliśmy się i poszłam do swojego pokoju, gdzie znajdował się materac, który zabraliśmy na wszelki wypadek. Przygotowałam się w łazience jeszcze do spania zakładając swoją ulubioną piżamę, która składała się z wielkiej koszulki Adama, z której wyrósł, i moich materiałowych spodenek. Czułam się wygodnie w tym zestawieniu. Związałam włosy w koka i wróciłam do siebie. Otworzyłam walizkę i wrzuciłam tam kosmetyczkę. Podeszłam do torebki, która leżała obok materaca, który wcześniej zaopatrzyłam w koc i poduszkę, ale coś czułam, że nie będę potrzebowała przykrycia, było na prawdę gorąco. Wyciągnęłam z kieszonki telefon, sprawdziłam go dokładnie, żadnych nie potrzebnych wiadomości, jedynie od Samanty.
"Jak tam słońce?"
Zawsze używała podobnych określeń: skarbie, kochanie, słońce. Nie odpisałam, nie dawno co z nią rozmawiałam. Schowałam urządzenie do torebki, a potem wyciągnęłam zaczętą paczkę papierosów i zapalniczkę, która podpisałam swoimi inicjałami. Otworzyłam okno balkonowe i wyszłam na zewnątrz, obejrzałam się wokół siebie, było ciemno, jednak ulica była dobrze oświetlona i kiedy się wychyliłam to zauważyłam jak pusto tam jest. Wyciągnęłam papierosa i odpaliłam go, oświetlając nieco moją twarz.
Zaciągnęłam się dymem nikotynowym, który ukoił moje myśli, które nadal krążyły wokół mojego dawnego życia, do śmierci rodziców, do fałszywych przyjaciół, do samotności i choć lubiłam być sama, schować się w książce i żyć życiem bohaterów, chociaż na chwilę, do skończenia ich historii, to musiałam tutaj znaleźć kogoś, na kim będę mogła polegać. Czuję, że to miejsce jest dla mnie, małe miasteczko, w którym wszyscy się praktycznie znają, coś nowego. Los Angeles to wielkie miasto, w którym jest też mnóstwo fałszywości. Mam nadzieję, że tutaj tak nie będzie, że zadomowię się. Oby tak było.
***
Obudził mnie krzyk Adama, oznajmujący, że zaraz pojawią się nasze meble, więc czeka nas mnóstwo roboty. Ubrałam się szybko w jakieś luźne ciuchy i związałam włosy, żeby mi nie przeszkadzały. Zeszłam w ekspresowym tempie na dół, mój brat już witał się z robotnikami, każąc zacząć pracę. Spojrzał na mnie krytycznym wzrokiem. Okej, wyglądałam trochę jak chłopczyca, w workowych dresach, ale tak chociaż mogłam swobodnie nosić pudła.
-Coś ty ubrała?-zapytał się mnie.
-Bez przesady, tak mi będzie lepiej pracować.
-Pracować? My tutaj nie będziemy z nimi układać meble, idziemy pozwiedzać trochę miasto.
-Ale mam plan na swój pokój...
Wydęłam usta, ale on jedynie złapał mnie za rękę i pokazał plany, które leżały na blacie w kuchni. Spojrzałam na nie, a dokładniej na rozmieszczenie rzeczy w moim pokoju. Koło balkonu miało stać łóżko, obok niego klozetka, na ścianie wielka szafa z pułkami, koło parapetu przy drugim oknie szafka z książkami, a sam parapet miał być obłożony poduszkami, żeby było wygodniej. Pomysł mi się spodobał, więc zgodziłam się na plan mojego brata. Udałam się do łazienki i przebrałam się w dopasowane spodnie i bluzkę na krótki rękaw, wzięłam z dołu swoją skórzaną kurtkę, na wszelki wypadek. Z torebką na ramieniu zeszłam ponownie na dół. Weszliśmy do samochodu i pojechaliśmy do centrum, najpierw poszliśmy do restauracji na śniadanie, ponieważ zaczęło nam burczeć w brzuchu. Potem udaliśmy się pieszo obejrzeć miasto, szliśmy obok siebie po ulicach San Jose, upajając się słońcem. Mieliśmy do domu dopiero wrócić aż pracownicy skończą. Pod wieczór jeden z nich zadzwonił do Adama ze zgłoszeniem, że wszystko jest poskładane. Wyszliśmy ze sklepu z damskimi rzeczami, które przeglądałam z nudów i weszliśmy do auta. Po kilku minutach byłam już w swoim pokoju, upajając się miękkością łóżka. Zamówiliśmy ponownie pizze, ale tym razem przyniósł ją nam inny chłopak, więc nie mogłam zapytać się go gdzie jest szkoła. San Jose było znane, z dobrych uniwersytetów, jestem ciekawa jak to jest z liceum*, które jest jedyne na całe miasto, gdzie będę uczęszczać na ostatni rok. Obiecaliśmy sobie razem z Adamem, że jutro zajmiemy się moją edukacją, czyli zakupem książek i innym potrzebnych bzdet. On także miał iść do warsztatu samochodowego, gdzie polecił go jego kolega. Dziwnie się czuję, że będzie pracował za nas dwóch, bo mi zabronił iść nawet na weekendy zarobić jakieś grosze, mam się edukować. Po wspólnej kolacji poszliśmy do swoich pokoi. Spojrzałam na swój pokój, który jeszcze w pełni nie urządziłam, jedynie wyjęłam książki z pudeł i powkładałam je na ich miejsce, obok okna. Moje kosmetyczne sprawy także zaliczyłam, w łazience zajęłam już pół miejsca w szafce, a kosmetyki, typu puder, tusz do rzęs wrzuciłam do klozetki, wątpiąc, że kiedykolwiek ich użyję. Mama kiedyś mi je kupiła, kiedy zaczęła myśleć, że jestem już w wieku gdzie mogę używać podobnych rzeczy. Jednak ja widząc u siebie w szkole dziewczyny, z toną makijażu na twarzy zrezygnowałam z tych przyjemności. Zabrałam swoje ciuchy do spania i weszłam do łazienki, nalałam ciepłej wody do wanny, w tym czasie rozbierając się i wrzucając ciuchy do kosza, który znajdował się pod umywalką, związałam włosy szczelnie w koka i weszłam do wanny, wlałam tam mój ulubiony płyn o zapachu truskawek i ręką zamachałam w wodzie, już po chwili pojawiły mi się znajome bąbelki. Pamiętam jak kiedyś nie mogłam znaleźć go w sklepie, kiedy mi się skończył. Wpadłam w panikę, musiałam się myć w płynie mamy, który drażnił moje nozdrza, swoim brzoskwiniowym zapachem. Zamknęłam oczy. Moje mięśnie przyjemnie się rozluźniły, dając mi rozkosz. Zapomniałam o bólu, który wywołało wspomnienie mamy. Wyrzuciłam to z głowy, inaczej bym się popłakała i to nie byłby tylko chwilowy płacz, on by trwał dość długo, aż znowu zamknęłabym się w sobie, od dnia kiedy Samanta mnie pocieszała i chciałam się pociąć, bo gdyby nie to, że weszła do mojego pokoju w samą porę, to zastałaby mnie pociętą, wykrwawiającą na śmierć. Zdecydowałam, że nie pozwolę sobie już rozpłakać, bo inaczej znowu do tego dojdzie, a nie chciałam tego w tedy, a ni teraz, żebym uzależniła się od cięcia. Wyszłam z wany opatulając się puchowym ręcznikiem, który przyjemnie głaskał mnie po nagiej skórze. Wytarłam się nim, ubrałam w pośpiechu piżamę, bo Adam już się niecierpliwił, że tak długo zajmuję łazienkę. Wyszłam z pomieszczenia zauważając wkurzonego Adama, który opierał się o barierkę i czekał aż łaskawie wyjdę. Od razu po mnie wszedł do łazienki. Wróciłam do swojego pokoju, usiadłam na łóżku, dziękując, że już nie muszę spać na materacu. Wzięłam telefon z stolika nocnego. Przejrzałam go uważnie. Zmrużyłam oczy nie wierząc.
Od: Lucy
"Słyszałam, że się przeprowadziłaś. Kiedy mamy wpaść?"
"Sama nie wiem, szukam z Adamem jakiegoś mieszkania, nie mamy za dużo pieniędzy, tata nie napisał testamentu."
Zastanawiałam się nad wysłaniem. Była to całkowita bzdura, kiedy tata dostał tą wielką firmę od razu napisał testament, mama tak samo, wszystko przepisali na nas, mieliśmy tak na prawdę wiele milionów, ale nie mieliśmy zamiaru, kupić wielkiej willi i żyć jak ci wszyscy bogacze, nie byliśmy tacy puści jak oni. Chcieliśmy żyć normalnie, nie interesowało nas ile mamy na kartach kredytowych. Nacisnęłam na "wyślij". Wyciągnęłam z paczki papierosa i wyciągnęłam zapalniczkę, schowałam telefon w kieszeni spodenek i wyszłam na balkon. Odpaliłam papierosa i zaciągnęłam się mocno. Po kilku minutach odstałam wiadomość, widocznie moja "przyjaciółka" też myślała nad tekstem.
"O jeju. Nie napisał testamentu? Co wy teraz zrobicie?"
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi, udaje, że ją coś obchodzi fakt, że możemy tutaj umrzeć z głodu.
"Zamieszkamy u znajomej Adama, w jakimś bloku."
Blok był najlepszym sposobem, bo u nich wiadomość, że ktoś mieszka w bloku sama za siebie mówiła, że nie ma ta osoba kasy, czyli nie pasuje do nich. Zgasiłam papierosa i wróciłam do pomieszczenia. Schowałam zapalniczkę do szafki nocnej. Włączyłam jakąś przypadkową piosenkę z mojej wieży. Jestem maniaczką muzyki, mogłabym słuchać muzyki wszędzie, o każdej porze, zwłaszcza moje ulubione kawałki. Uwielbiałam przesiadywać na youtube i przeglądać covery ludzi, którzy po prostu kochają śpiewać, nie którzy potrafili z piosenki, która jest o tandetnej miłości, ze smutną melodią, zamienić w coś wesołego. To mi się podobało w nich. Spojrzałam na telefon. Żadnych wiadomości. Chyba mam spokój jak na jakiś czas. Położyłam się wygodniej na łóżku i po jakimś czasie odpłynęłam w moją krainę szczęścia.
*zmyślone dla opowiadania
___________________________________________________________
byłabym wdzięczna, jeśli udostępnicie to opowiadanie:)
dziękuję czytającym.
zapraszam do zakładek: